REPORTAŻ ŚLUBNY W WERSJI „MINI”
Myśl o wprowadzeniu do oferty kilkugodzinnych reportaży z dnia ślubu pojawiła się u mnie w zasadzie już na samym początku, gdy poznawałam i porównywałam sposoby działania fotografek/-ów na różnych rynkach. O ile 4-6-8 godzinne opcje są standardem w UK, czy w USA, w XXI w. Polsce pary (lub ich najbliżsi) zaczęły oczekiwać raczej 10-15 h obecności i intensywnego działania fotografa (z przerwami na posiłki). Jeżeli pytano o opcje „mini”, to miały obejmować tylko kilkunastominutowe śluby cywilne + kilka zdjęć rodzinnych + ewentualną krótką sesję we dwoje w bezpośredniej okolicy USC.
Konsekwencje zmian, niepokoi i kolejnych „końców świata” z lat 2020 – 2022 wpłynęły na zmianę myślenia i otworzenie się na nowe możliwości: świętowanie w mniejszym gronie w luźnej atmosferze, coraz częściej w przestrzeniach, które na co dzień nie były dostosowane do organizacji tego typu wydarzeń. To, co na początku było koniecznością, okazało się jednak zazwyczaj na tyle udanym projektem, że zachęciło kolejne osoby do szukania własnych, kreatywnych i zindywidualizowanych form.
CZYM RÓŻNI SIĘ REPORTAŻ W WERSJI „MAXI” I „MINI”?
To zależy : ) Poza wymiarem godzin pracy w dniu ślubu w zasadzie wszystko może wyglądać bardzo podobne w obu opcjach. W opcji „mini” jestem z Wami max. do 7 h w dniu ślubu i w umowie gwarantuję Wam wykonanie mniejszej ilości zdjęć, ale w praktyce galerie jednak często zawierają porównywalną liczbę gotowych ujęć. Przygotowanie przed dniem wykonania reportażu i praca po przebiega również tak samo. Największą różnicę można dostrzec w dniu ślubu. Choć krótsze spotkania często są kojarzone ze świętowaniem w wersji slow, to tak naprawdę w przypadku fotografów często jest to praca na zwiększonych obrotach. Jeżeli przebieg dnia jest „tradycyjny” ustalam i realizuję dosyć ścisły plan działania; wykorzystuję wieloletnie doświadczenie, które pomaga mi w zarządzaniu stresem i rozwiązywaniu problemów. Na wydarzeniach, na których na pozór dzieje się niedużo (np. mała ilość gości, brak elementu tanecznego), intensywnie przyglądam się, by rejestrować gesty, detale, zmiany w atmosferze imprezy, ale też wchodzę częściej w bezpośrednie interakcje ze wszystkimi gośćmi, żeby oswoić ich z aparatem.
ZAPAMIĘTAŁAM SETKI (U)ŚMIECHÓW, ZAPACH SKOSZONEJ ŁĄKI I SMAK KWIATÓW CZOSNKU UMIESZCZONYCH NA TORCIE
To był dzień, w którym czuło się, że lato zaraz rozkręci się na dobre. Jak zawsze, dotarłam na miejsce trochę wcześniej, by mieć możliwość poznać jak najwięcej zakamarków Wyspowej Doliny przed przybyciem gości. Beskid Wyspowy jest moim zdaniem równie piękny, jak bardziej znane regiony w Małopolsce. W Wyspowej Dolinie zauroczyłam się od razu: krajobrazy są wzruszająco zachwycające (zwłaszcza popołudniowo), a w detalach budynków i ich wnętrz przenika pasja i miłość właścicieli. Miejsce ceremonii plenerowej zostało przygotowane przez Wojtka na świeżo skoszonej łące znajdującej się tuż obok. Przygotowania na górze, w jurcie i okalającym ją tarasie.
Madlena i Kuba ujęli mnie przede wszystkim swoim podejściem do organizacji dnia ślubu i świętowania. Znają się nie od wczoraj, w międzyczasie na świecie pojawiło się dzieci, więc w ciągu kilkunastu wspólnie spędzonych lat zaliczyli już znaczną liczbę tzw. „najpiękniejszych dni w życiu”. Założenie było proste: absolutnie nie nastawiamy się na realizację sztywnego planu; po prostu skupiamy się na, budowanych przez lata, relacjach. A te rzeczywiście były wyjątkowe: pełne ciepła, szaleństwa i życzliwości. Chcę też zwrócić Waszą uwagę na to, jak może wyglądać świętowanie z użyciem budżetu poniżej średniej. U M&K wiele elementów było przygotowanych przez rodzinę i przyjaciół. Stroje ślubne pochodziły z sieciówki i każdy element swobodnie może zostać wykorzystany ponownie w życiu codziennym. Meble i naturalne dekoracje stworzyły razem eklektyczny misz-masz, dzięki któremu można było swobodnie się zrelaksować.
Pod koniec pracy żałowałam tylko jednego: że nie mogłam zostać i napawać się tą atmosferą trochę dłużej.
